poniedziałek, 5 sierpnia 2013

JAK WIDZĘ SIEBIE SAMEGO .

Ideałem by było, aby człowiek nosił w sobie zharmonizowany obraz samego siebie, aby doświadczenie bycia kochanym, bycia kimś wartościowym było wyniesione z dzieciństwa. Dobrze jednak wiemy, że tak nie jest, że w każdym z nas jest wiele sfer, które nie rozwijały się tak, jak by to było pożądane. Każdy z nas nosi w sobie różnego rodzaju «pęknięcia»...Wiele osób żyje często w sytuacji smutku, który nam przeszkadza cieszyć się życiem, mieć nadzieję na przyszłość, mieć dynamizm, który by je podtrzymywał. Obojętne nawet jest przez co jest powodowany ten smutek. Powoduje to, że nie widzimy naszego powołania do miłości, ale koncentrujemy się na tym, co złamane w naszym wnętrzu...

Negatywny obraz samego siebie wynosimy z pierwszych lat naszego życia. Tam bowiem nie zostaliśmy wystarczająco przekonani o byciu godnym kochania. Czuliśmy się odrzuceni, albo uświadamialiśmy sobie, że jesteśmy kochani i przyjmowani nie dlatego, że jesteśmy sobą, ale dlatego że np. spełniamy pokładane w nas nadzieje, że realizujemy pragnienie naszych rodziców, że jesteśmy jakby lekarstwem na ich kompleksy. Żyć z przeświadczeniem, że nie jest się kochanym dla samego siebie jest czymś strasznym. Jakże często np. taką sytuację powodują rodzice, którzy nie akceptują do końca dziecka (chcieli mieć chłopca, albo dziewczynkę)...


Dziecko, które w dzieciństwie nauczyło się, że może być kochanym tylko wtedy, jeśli się dopasuje do oczekiwań innych, na całe życie zostaje pozbawione możliwości uwierzenia, że miłość jest bezinteresowna, że można zaufać drugiemu człowiekowi, że można mu się powierzyć i nie trzeba się «wkupywać» w jego łaski...


Człowiek, który zdał sobie sprawę z takiej swojej sytuacji, doświadcza smutku. Czuje się odrzucony, bezwartościowy. To jest dla niego prawdziwa tragedia. Ale człowiek nie może żyć z poczuciem tragedii, rozpaczy. Taka sytuacja popycha go do znalezienia różnych rozwiązań, często jeszcze bardziej go niszczących...


Człowiek ucieka w świat marzeń, snów, w sytuację choroby, narkotyków, odurzania się, itd. I jeśli próbowalibyśmy go na nowo zanurzyć w rzeczywistości, pogrążamy go w świecie, który ciągle przypomina mu o negatywnym obrazie siebie, gdzie jest odrzucany, nie dajemy mu szansy na uleczenie, ale jeszcze bardziej możemy go pogrążyć w trudnościach i ucieczce. Często życie w jakiejś iluzji jest formą samoobrony przed zbyt trudną do zaakceptowania rzeczywistością... 


 Innego rodzaju obroną jest agresja. Człowiek, który czuje się odrzucony, nie kochany, staje się twardy, gwałtowny, rodzi się w nim pragnienie zniszczenia wszystkiego wokół.


...>LEKARSTWEM MOŻE BYĆ POMAGANIE INNYM ......http://www.siepomaga.pl ......


  Pajacyk, Wspieraj Dobro, Okruszek, Polskie Serce, Habitat, Pusta Miska, Wyklikaj Żywność - Kliknij i Pomóż

  Nie ma prawdziwej miłości, jeżeli brakuje podstaw, czyli akceptacji innych. Drugi człowiek w całej złożoności jest wpisany w nasze życie. ....


Właściwe relacje zaczynają się od akceptacji i miłości siebie. Jeżeli pokochamy siebie, "zaprzyjaźnimy się z sobą", zaakceptujemy siebie w prawdzie, będziemy w stanie pokonywać wszystkie lęki i nawiązywać zdrowe relacje z innymi....

Pełna akceptacja siebie pozwala dostrzec drugiego człowieka w jego pełni i pięknie. Człowiek nie jest jedynie "homo eroticus", ale przede wszystkim "homo divinus". Bóg zawarł w nim wszystkie atrybuty swego piękna: dobroć, życzliwość, miłość, miłosierdzie, mądrość… 


Stąd piękno człowieka nie zawiera się tylko w sferze fizycznej, zmysłowej, erotycznej. Takie spojrzenie jest zubożające i degradujące. Piękno człowieka to przede wszystkim jego głębia duchowa, której wyrazem jest miłość wyrażająca się w wymianie i dojrzałych relacjach....


Nie ma prawdziwej miłości, jeżeli brakuje podstaw, czyli akceptacji innych. Drugi człowiek w całej złożoności jest wpisany w nasze życie. Nikt nie jest samotną wyspą. Nawet pustelnicy potrzebują (od czasu do czasu) relacji i kontaktu z drugim człowiekiem. Życie w izolacji wcześniej czy później prowadzi do zaburzeń emocjonalnych.....


Świadomość relacyjności naszego życia powinna rodzić wdzięczność. Nie jestem sam. Drugi człowiek jest dla mnie towarzyszem i "pomocą"... Życie we wspólnocie jest wielkim darem i zadaniem. Darem, gdyż pozwala człowiekowi rozwijać się we wszystkich wymiarach (duchowym, emocjonalnym, wspólnotowym, społecznym transcendentnym) i dojrzale zaspokajać własne potrzeby, a zwłaszcza największą z nich, potrzebę miłości. Zadaniem, gdyż człowiek musi uczyć się pokonywać siebie, swoje słabości, własny egoizm, zmysłowość i uczyć się głębokich dojrzałych relacji, opartych na szacunku, tolerancji i akceptacji inności.....


Oceniamy często w sposób zewnętrzny i utylitarny. Nasze sympatie i antypatie, nastroje, emocje, potrzeby projektujemy na innych, nie wgłębiając się ani wręcz nie interesując ich sercem, wnętrzem, kim naprawdę są i jaką głębię kryją w sobie. W konsekwencji wiele tracimy. Nie wchodzimy w relacje i nie ubogacamy się wewnętrznie. Podobnie jest w sferze erotycznej. Gdy drugi człowiek służy jedynie jako środek w rozładowaniu napięcia, tracimy całe bogactwo emocjonalne i duchowe związane z jego osobą i pięknem ducha.

 Faktycznie zatracamy sens miłości.

http://www.tolle.pl/pozycja/pokochac-siebie?pp=895




 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz